I o Niej oraz o jej niemałym dorobku filmowym opowiem w osobnym poście. Dzisiaj o najnowszym filmie z Jej udziałem.
Czy pamiętacie genialny spektakl teatralny w reżyserii Andrzeja Domalika zatytułowany Boska? Tam tytułową rolę zagrała wspaniale Krystyna Janda.
A kilka dni temu miał u nas premierę film Boska Florence, wyreżyserowany przez Stephena Frears'a. Tu rolę tytułową gra, ponoć fantastycznie, Meryl Streep.
Zarówno w sztuce jak i w filmie przedstawiona jest postać słynnej-niesłynnej Florence Foster Jenkins, diwy operowej, która śpiewając fałszowała jak mało kto, a jednak publiczność tłumnie przybywała na jej występy.
Ona na pewno kochała to, co robiła. Publiczność kochała ją (albo też jej pieniądze, które śpiewaczka dostała w spadku po ojcu, potem po matce).
I tylko wciąż zastanawia mnie czy ludzie ją otaczający akceptowali jej "fanaberie" z sympatii czy z litości.
Na pewno film jest wart obejrzenia, choćby ze względu na obsadę. Jak już wspomniałam, Florence gra Meryl Streep. Jej menedżera, o którym śpiewaczka zwykła mówić "mąż" gra Hugh Grant.
Na koniec dla porównania: arcytrudna aria Der hölle Rache kocht in meinem Herzen (Piekielna zemsta kipi w moim sercu) Mozarta z
opery Czarodziejski flet:
Najpierw w wykonaniu Florence Foster Jenkins,"sopranu koloraturowego" (jak o swoim głosie zwykła mawiać Florence):
A teraz ta sama aria w wykonaniu Eddy Moser - niemieckiej śpiewaczki operowej, słynącej z właśnie sopranu koloraturowego, tak pięknie rozbrzmiewającego u Mozarta:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj, ale nie obrażaj :-)