sobota, 23 maja 2015

Czytaj, czytaj, czytaj: #25 "Pośród żółtych płatków róż" Gabriela Gargaś

Gabriela Gargaś - piękna ekonomistka, niepoprawna optymistka i marzycielka. Indywidualistka chadzająca własnymi ścieżkami. 

Z twórczością Gabrieli Gargaś spotkałam się po raz pierwszy przy tej książce. 




Pośród żółtych płatków róż, bo o tej książce dzisiaj napiszę słów kilka, jest dla mnie typowym przykładem powieści, którą należy przeczytać do końca.
Proszę się nie śmiać. 

Kilka osób, różne życiowe drogi, rozmaite wybory, nie zawsze jasne motywacje. Zuza, Joanna, Michał, Robert, Milena, Wojtek, ciocia Zosia i jej ukochany Zygmunt to prawdziwi, pełnowymiarowi ludzie. Bohaterowie Gabrieli Gargaś żyją w świecie, który nie jest czarno-biały, i oni też nie są czarno-biali – podejmują trudne, nieraz kontrowersyjne decyzje, wiążą się z nieodpowiednimi ludźmi, szukają siebie – i nie zawsze znajdują./.../

Po pierwszych kilkunastu, czy kilkudziesięciu stronach zastanawiałam się, czy czytać dalej. Zauważyłam błędy stylistyczne (a może to było zamierzone?), powtórzenia, słowem - miałam wrażenie, że Autorce zależało na szybkim napisaniu i wydaniu powieści.

Nie zrezygnowałam jednak z dalszego czytania. Styl zaczął się "wygładzać". Ujęła mnie (tak trudna dla mnie) wielowątkowość. 

Charaktery osób przedstawionych w powieści są prawdziwe. Nie są ani białe, ani czarne. Są, powiedziałabym, żywe.

Książka niesie przesłanie. Nie oceniaj innych, bo nie wiesz, co skłoniło ich do tego, aby postąpić tak, jak postąpili. 

Pośród żółtych płatków róż jest jedną z tych książek, które po przeczytaniu ostatniej strony nie pozwalają nam na sięgnięcie po następną. Zmuszają nas do chwili zadumy, do przemyśleń.






piątek, 22 maja 2015

Eurowizji Konkurs Piosenki przed finałem...

Jesteśmy po półfinałach Konkursu Piosenki Eurowizji 2015.


W tym roku Konkurs odbywa się w Wiedniu. We wtorek i w czwartek odbyły się dwa półfinały.

Wtorkowy półfinał rozpoczął zespół Mołdawii. Było policyjnie, muzyka przypominała mi "Friends of Mr. Cairo".
Armenia zaprezentowała drzewo przemijania. Cokolwiek to znaczy.
Belgia bardzo była rytmiczna: rap-ap-ap...
Holandię reprezentowała solistka Why...ajajajajaj...
Z Finlandii przyjechał 4-osobowy zespół (wszyscy cierpiący na zespół Downa), pokazali bardzo mocny rock.
Grecja zaśpiewała balladę, muzykę a'la Conchita.
Duet z Estonii zaprezentował road-music.
Macedonię reprezentował młody chłopak na tle kolumn. Wszystko byłoby piękne, gdyby tak nie fałszował.
Serbia obfitowała we flagi, a wśród tych flag - całkiem sporych gabarytów Bojana.
Z Węgier przyjechała dziewczyna w czerwonej sukience. Zaśpiewała balladę.
Białoruś to duet: ona skrzypaczka i on wokalista.
Rosję reprezentowała wokalistka Polina Gagarina.
Dania pokazała zespół z muzyką lat 60-tych, bardzo muzykalną piosenką.
Z Albanii przyjechała solistka z tureckimi rytmami. Do tego chyba trema ją zjadła, bo okropnie fałszowała.
Rumunię reprezentował zespół muzyczny, który jako jedyny śpiewał część utworu w ojczystym języku.
Gruzja zaprezentowała "wojowniczkę", solistkę wśród mgły i piorunów.

Oczywiście miałam swoich faworytów: to reprezentanci Belgii i Holandii.

Szczęśliwa dziesiątka, która znalazła się w finale:

ALBANIA, ARMENIA, ROSJA, RUMUNIA, WĘGRY, GRECJA, ESTONIA, GRUZJA SERBIA I BELGIA.

A we czwartek - w szranki o finał stanęli reprezentanci 17 krajów.

Litwa zaprezentowała duet disco.
Irlandię reprezentowała 16-letnia jęcząca piosenkarka, grająca również na pianinie.
San Marino wystawił duet 16- i 17-latków, śpiewali w stylu Al Bano i Romina Power.
Czarnogóra zaprezentowała 48-latka z południowo-wschodnimi rytmami.
Z Malty przyjechała wrzeszcząca 23-letnia panienka cała w koronkach.
Norwegia zaprezentowała piękną balladę śpiewaną przez duet.
Z Bułgarii przyjechała solistka z bardzo demoniczną piosenką.
Czechy reprezentował duet: Marta i Vaclav w naprawdę pięknym utworze.
Z Izraela przyjechał 16-latek z disco.
Z Łotwy natomiast przyjechała piosenkarka z fryzurą "faraonową" i muzyką modern, co nie bardzo jedno do drugiego pasowało.
Azerbejdżan pokazał krajobraz księżycowy i bardzo sympatyczną balladę "Godzina wilka".
Z Islandii przyjechała bardziej baletnica niż solistka.
Szwecja przedstawiła bardzo oryginalną wizję z ludzikiem, ale wydawało mi się, że plagiat goni plagiat.
U Szwajcarów bardziej zwracało się uwagę na panienkę w desou niż na muzykę.
Cypr zaprezentował balladę z bardzo ciekawą biało-czarną choreografią.
Ze Słowenii przyjechał duet - pani o głosie skrzeczącej żaby, pan - również udzielał się przy fortepianie.
A Polska - Monika w fioletach, delikatna, romantyczna z mocnym, świetnie brzmiącym głosem.

Moi faworyci z tego półfinału: Norwegia i Czechy oraz, nie tylko z powodów patriotycznych, Polska.

A oto szczęśliwa druga, finałowa dziesiątka:

LITWA, POLSKA, SŁOWENIA, SZWECJA, NORWEGIA, CZARNOGÓRA, CYPR, AZERBEJDŻAN, ŁOTWA I IZRAEL.

Jutro finał. Po raz pierwszy od wielu lat nasza reprezentantka jest w finale. Brawo Pani Moniko, trzymam bardzo mocno kciuki...





wtorek, 19 maja 2015

Teatr Telwizji... czyli... kto nie oglądał, niech żałuje...

Tak. To prawda. Kto nie oglądał, niech żałuje.


 
Wczoraj TV pokazała Zaręczyny, sztukę Wojciecha Tomczyka, napisaną specjalnie dla Teatru Telewizji.

Akcja rozgrywa się współcześnie, w i w okolicach Warszawy. Maria i Kajetan przygotowują się do swojej ważnej uroczystości rodzinnej. O tyle ważnej, że to właśnie na zaręczynach poznają się rodzice obojga. 

Wszyscy uczestnicy uroczystości przygotowują się do niej niezwykle starannie biorąc pod uwagę fakt, że na spotkaniu będzie miało okazję przy jednym stole zasiąść towarzystwo o konserwatywnych poglądach jak i osoby mające dosyć liberalny sposób bycia. 

Jest komicznie, jest wspomnieniowo, jest historycznie i jest rozbrajająco.

Sztukę wyreżyserował Wojciech Nowak, a udział wzięli: Marta Ścisłowicz, Stefan Pawłowski, Danuta Stenka, Katarzyna Gniewkowska, Sonia Bohosiewicz, Jan Frycz oraz Zbigniew Zamachowski.






poniedziałek, 18 maja 2015

Czytaj, czytaj, czytaj: #24 "Hotel New Hampshire" John Irving


Za cel postanowiłam sobie przeczytać wszystkie, wydane w Polsce, powieści John'a Irving"a. Trochę mi jeszcze zostało.

Przeczytałam do tej pory Świat według Garpa, Regulamin tłoczni win, Ostatnią noc w Twisted River.




A niedawno skończyłam czytać Hotel New Hampshire.
I znowu się nie zawiodłam.

I tak jak nie przepadam za "czarnym humorem", tę powieść czytało mi się bardzo, powiedziałabym, gładko. 

Rodzina Berrych wręcz obsesyjne chce mieć w posiadaniu hotel. Dochodowy hotel. Tragedie, których jest tu naprawdę sporo, mieszają się z chwilami szczęścia. Choć częściej jest to śmiech przez łzy. Do tego spora dawka erotyzmu. 

Jest jednak jeden minus: niewybredne słownictwo, na które ja jestem uczulona. Za dużo jego mam na ulicach, w sklepach... 

Jeśli szukacie dobrej literatury, gdzie czytając ma się naprawdę mieszane uczucia, to Hotel New Hampshire zaprasza Was w swoje gościnne progi.