Za nami pierwszy dzień 53. Festiwalu Opole 2016.
Wiele spodziewałam się przede wszystkim po koncercie zorganizowanym z okazji 120. rocznicy kinematografii, gdzie na opolskiej scenie amfiteatru miały rozbrzmiewać piosenki z polskich filmów. W nowych aranżacjach.
Piękne panie i przystojni panowie - piosenkarze pojawili się w rozmaitych, nie zawsze "trafionych" kreacjach. Fałszom nie było końca. Szczególnie piosenki ze starych, przedwojennych filmów były "odśpiewane bez ducha".
Jedynie Senior Cugowski, bez ciemnych okularów (!), ale jak zwykle z klasą, zaśpiewał piękną balladę z filmu Prawo i pięść, zatytułowaną Nim wstanie dzień, skomponowaną przez Krzysztofa Komedę (w filmie śpiewał ją Edmund Fetting).
To jeszcze słowo o "prowadzących": żenujący występ dwóch panów Antosiów (jak o sobie mówili): Antoni Królikowski i Antoni Pawlicki. Dowcip na bardzo niskim poziomie, sztuczne dialogi. Daleko im do prawdziwej konferansjerki (tak to się drzewiej nazywało). A Pan Lucjan Kydryński chyba się w grobie przewraca...
Do trzeciej, ostatniej części pierwszego dnia Festiwalu nie doczekałam. Byłam po raz kolejny rozczarowana.
Ostatni naprawdę świetny Festiwal w Opolu jaki pamiętam, to był jubileuszowy, pięćdziesiąty. Od tamtej pory, z roku na rok, jest coraz gorzej.
Dzisiaj w programie Super Premiery i Super Jedynki. Ale ja chyba zrezygnuję z oglądania.
Nic dodać...podpisuję się pod Twoją recenzją!
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
Meg, dziękuję. Również przesyłam serdeczności :-)
Usuń