To właśnie wczoraj, 14 maja, odbył się pierwszy półfinał Eurowizji.
Przedstawiciele siedemnastu państw prezentowali swoje utwory.
I tak po kolei wystąpili reprezentanci: Cypru, Czarnogóry, Finlandii, Polski, Słowenii, Czech, Węgier, Białorusi, Serbii, Belgii, Armenii, Australii, Islandii, Estonii, Portugalii, Grecji i San Marino.
Może najpierw słowo o naszych reprezentantkach:
Zespół Tulia i Fire of Love (Pali się!).
Pisałam już w poprzednim poście, w moich prognozach, że to nie jest "eurowizyjna piosenka". Moda na folklor już dawno w tych konkursach minęła. I tak też się stało.
Do tego jeszcze zdenerwowała mnie jedna z członkiń zespołu, która podczas mini-wywiadu w Green Room'ie, zapytana gdzie można dostać takie piękne stroje odparła, że w każdym sklepie, wszyscy w Polsce tak chodzą ubrani!
Zostawię to bez komentarza.
Spośród siedemnastu naprawdę przyjemnych w odbiorze utworów, najbardziej spodobały mi się trzy:
Węgier Joci Papai i piosenka w całości wykonana w języku węgierskim Az én apám:
Z pięknym głosem Australijka Kate Miller-Heidke i bajkowy utwór Zero Gravity:
Victor Crone z Estonii i Storm, piękna ballada, wpadająca w ucho, rytmiczna i bardzo "eurowizyjna". Śmiem przypuszczać, że ten utwór ma ogromne szanse na zwycięstwo:
W finale, który odbędzie się w najbliższą sobotę (18 maja) o zwycięstwo walczyć będą:
Cypr, Słowenia, Czechy, Białoruś, Serbia, Australia, Islandia, Estonia, Grecja i San Marino.
A jutro, we czwartek - drugi półfinał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj, ale nie obrażaj :-)