To nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością Iwony Banach. I nie po raz pierwszy autorka Pewnej zimy nad morzem mnie zaskoczyła.
Snobizm to taka pozłota, która przetarta ściereczką z alkoholem szybko ukazuje słomę w butach i plebejskie zamiłowania.
/str. 296/
Skarbowo. Nadmorska dziura zakopana w zimowej, przedświątecznej brei. Do pensjonatu Magiczna Latarnia przyjeżdża niezwykła grupa pań mających dość osobliwą pasję...
/.../ i morderstwo, i seks są jak kamień wrzucony do wody. Wywołują wiele dziwnych reakcji. Niektóre sa nawet podobne, jak szok, niedowierzanie, a czasem też mdłości.
/str. 280/
Pod świetnie napisaną komedią kryminalną chowa się bolesna prawda o ludziach, o zakłamaniu, wreszcie o fałszywym świecie wirtualnym tworzonym na potrzeby mediów społecznościowych.
A wszystko to podane w charakterystycznym dla Iwony Banach stylu z powtórzeniami, które w ogóle nie rażą, mocno zakropionym angielskim, czarnym humorem.
Dookoła romantyzm aż huczy, fale rozbijają się o morski brzeg, przynajmniej w toerii, szumi jodłowy las, no, może być też świerkowy, ptaki śpiewają, niektóre nawet ładniej niż wrony, krzyki białych mew - nie mylić z tupotem - pobudzają do życia (i ucieczki z molo, zresztą wchodzenie na molo z jedzeniem to głupi pomysł, bo frytki z ptasią kupą nie smakują rewelacyjnie) i... krew się burzy!
Mężczyźni wciągają brzuchy, kobiety poprawiają makijaż, choć czasami odwrotnie, każdy szuka partnera na całe życie, choćby tylko na chwilkę.
/str. 137/
I na pewno Autorka jest mistrzynią komedii kryminalnych z drugim dnem. Bo też nietrudno jest się domyślić, że Pewnej zimy nad morzem jest pięknie zawoalowaną ripostą na inną, wcześniej wydaną powieść.
Polecam gorąco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj, ale nie obrażaj :-)