niedziela, 5 maja 2013

W salonie kosmetycznym...

Kilka lat temu...

Henna brwi i rzęs - rzecz ważna.  Samej brwi zrobić, nie ma problemu, ale z rzęsami nieco trudniej jest. Postanowiłam i tym razem wesprzeć się pomocą fachową. Mieszkałam w mieście od niedawna, nie wiedziałam gdzie warto pójść... bo przecież ślad pani kosmetyczka zostawi trwały... co najmniej na dwa tygodnie... . 
Poszłam po najmniejszej linii oporu. W kamienicy, w której mieszkałam mieścił się salon kosmetyczny. 
Nie mając numeru telefonu, postanowiłam "na czuja" wybrać się... w końcu daleko nie mam, jak mnie nie przyjmie, umówię się na godzinę.
Salon z zewnątrz wyglądał całkiem przyzwoicie. Inaczej przecież nie wybrałabym się... .  Wczesna wiosna, trochę chłodno, więc drzwi zamknięte. Oszklone, choć środka nie widać... . Wchodzę.
Małe pomieszczenie z jednym stanowiskiem - łóżkiem czy fotelem kosmetycznym, postawionym na środku tegoż. Dookoła szafki, szafeczki, szafunie zawalone kosmetycznymi tubkami, słoikami, buteleczkami. Firm różnych, jakby powiedział nasz satyryk: "różnych, różnistych, od a do... " . 
Po drugiej stronie pomieszczenia - drzwi. Otwierają się, najpierw wychyla się skłębiona czarnymi w nieładzie włosami głowa, potem wychodzi cała postać. 
- Czarnownica - przeszło mi przez głowę...
Pani była wzrostu średniego, bardzo szczupła, przyodziana w ogromną, zamaszystą spódnicę i spowita była w kolorowy szal. Na haczykowatym nosie miała druciane okulary...
- Dzień dobry - powiedziałam nie zrażona jej widokiem, mając nadzieję, że to jakowaś pomoc kosmetyczna.
- Dzień dobry, słucham panią - odpowiedziała bez uśmiechu, dosyć ponuro.
- Chciałabym zrobić regulację brwi i hennę - brnęłam dalej.
- Kiedy? - spytała.
- A kiedy można? - odparłam pytaniem.
- Już - odrzekła mierząc mnie wzrokiem, jakby chciała sprawdzić, czy nadaję się do upieczenia czy też może trzeba mnie trochę podtuczyć...
- Świetnie - odrzekłam sama się dziwiąc, że to słyszę.
- Proszę usiąść - wskazała mi ów fotel stojący na środku, po czym odwróciła się do drzwi w głębi pomieszczenia i krzyknęła:
- Elka, skończyłaś obierać cebulę?
- Aaa, to będzie mnie obkładać cebulą? - pomyślałam - jeszcze jest czas, jeszcze mogę uciec... . Nie, no przecież chyba nie będzie mi kłaść tej cebuli na oczach... o matko kochana... co ja tu jeszcze robię...?
Tymczasem w drzwiach, w których ukazała się przedtem czarownica, stanęła młoda, wysoka, chuda dziewczyna w ciąży z papierosem w ustach. 
- Cebula obrana i pokrojona - powiedziala ochrypłym głosem patrząc przy tym na mnie ciekawie.
- No, to co stoisz? Zaczynaj smażyć - krzyknęła czarownica prosto w moje ucho... kładąc na moim dekolcie mocno sprany ręcznik pachnący wszystkimi kremami świata tyle, że nieco zjełczałymi... .
- Zaczyna się robić ciekawie - pomyślałam.
Młoda chuda zniknęła w drzwiach, a czarownica zaczęła przygotowywać hennę, odwrócona tyłem do mnie, pochylona nieco nad stolikiem obok umywalki. 
Rozejrzałam się dokładniej... . Czysta podłoga, właściwie czyste szafki przeszklone (te, w których stały kosmetyki), kilka różnych lamp mniejszych i większych, ze szkłami powiększającymi, maszyna do nawilżania skóry parą). 
Czarownica podeszła do mnie i już wyciągnęła rękę, aby nałożyć mi czarną maź na brwi, kiedy odsunęłam głowę i powiedziałam:
- A pani nie zmyje mi najpierw makijażu?
- Nie, a po co? To jest taka henna, która się i tak będzie trzymać.
- A nie zapytała mnie pani, jaki kolor henny sobie życzę?
- Ja lepiej wiem. Do pani cery i do pani włosów najlepsza będzie mieszanka czarnej i szarej. 
Położyłam głowę spokojnie. Czarownica przysunęła się do mnie blisko i patrząc znad okularów nakładała ostrożnie hennę. Robiła to niezbyt delikatnie... .
- Proszę pani, ale ja bardzo proszę aby to nie były takie mocne, czarne krechy i żeby skóra nie była pofarbowana.
- Kochaniutka, nic się nie martw, ja stara kosmetyczka jestem...
- To widać - pomyślałam nie bez złośliwości.
- ... wszystko będzie jak należy. 
Nagle poczułam w nozdrzach ostry zapach smażonej cebuli... . Skrzywiłam się.
Czarownica musiała też poczuć, bo wrzasnęła mi do ucha:
- Elka, jak się zeszkli, wrzucaj kiełbasę!
- Co ja tu robię? - pomyślałam.
Kobieta przesłała mi jeden ze swoich krzywych uśmiechów mówiąc:
- No, teraz pani posiedzi trochę, a tu tej henny zostało jeszcze, to ja skorzystam i sobie też położę. 
I oddaliła się w stronę umywalki, nad którą wisiało lustro.
Z wrażenia nic nie powiedziałam, tylko patrzyłam jak czarownica nakłada sobie moją hennę, "moim" patyczkiem na brwi.
Po kilku minutach, czarownica stwierdziła, że "dosyć tego dobrego" i mokrymi wacikami zmyła mi ciemną maź, po czym wyciągnęła z szuflady jedej z szafek pensetkę i zaczęła mi regulować brwi. 
Wszyscy wiedzą, że jest to zabieg nieprzyjemny. Mnie jednak było naprawdę już wszystko jedno. Chciałam jak najszybciej opuścić ten przybytek tym bardziej, że doleciał mnie zapach smażonej, tłustej kiełbasy. 
Zaczęło mnie mdlić... .
- Elka, tylko nie przypal, bo będzie śmierdziało, a klientka na fotelu - wrzasnęła tym razem prosto w moje lewe oko pani kosmetyczka.
Odsunęła się nieco ode mnie, oceniając swoją pracę, przymykając to jedno, to drugie oko.
- No, fachowo. - pochwaliła się - chce pani lusterko?
- Chciałam powiedzieć, że może lepiej nie, ale... znów wbrew sobie poprosiłam o nie.
Zobaczyłam czarne, ordynarne, grube szyny nad moimi oczami.
- Pięknie. Dziękuję bardzo. Ile płacę?
Zapłaciłam i pożegnałam się czym prędzej. Przemknęłam do klatki schodowej i nie zapalając światła na korytarzu pognałam do mieszkania. 
Usiadłam w kuchni, nerwowo zapaliłam papierosa szybko strzepując popiół na talerzyk. Jeden, drugi, trzeci papieros... . A potem zamknęłam się w łazience, szorowałam moje nieszczęsne brwi... . Trzy dni nie wychodziłam z domu... . 

                                   

7 komentarzy:

  1. masakra. nie zazdroszczę. ja byłam raz w życiu na regulacji brwi. Od tamtej pory reguluję sobie sama- raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem... henna i farbowanie włosów na razie nie wchodzą w grę, więc nie mam takich przygód ;) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od lat muszę wspierać się henną, lub makijażem, aby nie być taką... rozmazaną. Na szczęście teraz mam kilka dobrych "adresów" salonów kosmetycznych, gdzie idę... w ciemno. Serdeczności :-)

      Usuń
    2. ja tez szczesliwie nie maluje brwi choc ostatnio kiedy nakladam na wlosy farbe mazne lekko brwi. rzesy tylko tusz.
      Traumatyczne przezycie ale za to jaki fajny opis :)))***

      Usuń
  2. Odważna jesteś :). Od lat sama robię sobie hennę i epiluję brwi. Nauczyłam się tego od mamy. Na rzęsy nigdy nie nakładam henny, bo nie widzę na razie takiej potrzeby. Jednak od paru lat inwestuję w dobry tusz do rzęs. Kiedyś przeczytałam, że dojrzałe kobiety nie powinny oszczędzać na tuszu i podkładzie :). Staram się do tego stosować. Pozdrawiam serdecznie :) Ladymgiełka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem już... bardzo dojrzałą kobietą, tuszu używam od lat jednej firmy, jedynego, sprawdzonego. Ale, nie zawsze się sprawdza... choćby na basenie, czy na plaży. Wodoodpornych - nie lubię. Ale przyznaję, że z wiekiem trzeba bardziej zwracać uwagę na jakość :-) Serdeczności :-)

      Usuń
  3. Historia z dreszczykiem, dobrze chociaż, że taka henna po czasie schodzi... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakiś horror, gdzie tak robią? Ja chodzę od lat do jednej kosmetyczki też ma zakład z córką ale czegoś takiego nie zaznałam. Pani z córką nie dość że robią mi brwi jak u modelki to jeszcze obniżają mi cenę. Henny w życiu nie robiłam choć może już powinnam ale wolę jednak malować. :) Dziękuję za miły komentarz a zdjęcie robiła córka, nie zna się jeszcze. ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj, ale nie obrażaj :-)