sobota, 28 lutego 2015

Co było grane... czyli... moja muzyka w latach 80. (c.d.)

Cykl o mojej ulubionej muzyce mogłabym zakończyć na latach siedemdziesiątych. Albowiem lata osiemdziesiąte to lata, kiedy powstała muzyka disco-polo. Gatunek przeze mnie, delikatnie mówiąc, nielubiany.

To również moda na muzykę syntezatorową. 

Ale, na szczęście, w tym czasie była wciąż popularyzowana muzyka rockowa. 

Zaczynamy od naszych rodzimych wykonawców:

Jeśli lata osiemdziesiąte to oczywiście Bajm. 

Zespół powstał w 1978 roku w Lublinie. Beata Kozidrak była w nim od początku i jest po dziś dzień :-)

Uwielbiam Panią Beatę, Bajm, muzykę, słowa...

...Józek, nie daruję ci tej nocy (1982):



Nie ma wody na pustyni (1983):




Ucz się, ucz (1984):




Biała armia (1989):




Mogłabym tak jeszcze długo, długo...

Czas na...

Basię Trzetrzelewską, polską piosenkarkę, która w latach osiemdziesiątych odniosła ogromny sukces za granicą, śpiewając jazz i pop.
Warto dodać, że jej głos ma rozpiętość... trzech oktaw!


Time and tide (1987):




Cruising for bruising (1989):





Hanna Banaszak swoją karierę solową rozpoczęła w 1980 roku.

Lubię jej klasę, wdzięk, głos, piosenki (chociaż nie wszystkie)...

Tak bym chciała kochać już (1988):
 



W moim magicznym domu (1981):





Kiedy Wanda Kwietniewska w 1982 roku opuściła zespół Lombard, powstał niemal natychmiast band Banda i Wanda, który w 1984 roku odniósł ogromny sukces.

Nie będę Julią (1984):




Para goni parę (1985):





Zespół, który chcę teraz przypomnieć powstał wprawdzie w 1976 roku, ale to właśnie rok 1980 okazał się przełomowym...

W Opolu zaśpiewała Boskie Buenos i od tamtej pory wiadomo było, że Maanam i Kora zrobią ogromną karierę muzyczną.




Żądza pieniądza (1980):



O! Nie rób tyle hałasu (1982):






c.d.n...


wtorek, 17 lutego 2015

Na Dzień Kota

Światowy Międzynarodowy Dzień Kota obchodzony jest w Polsce od 2006 roku. To właśnie dzisiaj, 17 lutego przypada to święto.



Jestem wielką fanką psów. Do kotów podchodzę z dystansem, a to dlatego, że... nie znam ich natury, zwyczajów, przyzwyczajeń.

Żeby jednak nie miały mi za złe, że wolę psią sierść od kociego futerka, dla przypomnienia o ich święcie - kilka wierszy Franciszka Klimka:


Bo koty są dobre na wszystko.
Na wszystko, co życie nam niesie.
Bo koty, to czułość i bliskość
na wiosnę, na lato, na jesień.
A zimą – gdy dzień już zbyt krótki
i chłodnym ogarnia nas cieniem,
to k o t - Twój przyjaciel malutki
otuli Cię ciepłym mruczeniem.


Pan Bóg zmarkotniał, gdy patrząc na Ziemię,
na to co stworzył (a stworzył niemało),
stwierdził ze smutkiem, ze to ludzkie plemię,
to Mu się jednak nie bardzo udało.
W tyglu tworzenia Anioł pomocniczy
być może mieszał nie tak jak należy,
być może dodał za dużo goryczy,
albo surowiec nie całkiem był świeży...
W sumie rezultat był raczej dość mierny,
Pan Bóg chciał wszystkich potopić i wylać,
ale i tutaj wynik był mizerny,
bo się pospólstwo nauczyło pływać.
Cóż było robić? Bóg zaczął na nowo
i postanowił coś lepszego stworzyć,
już wiedział: teraz nie wystarczy SŁOWO
bo do stwarzania trzeba się p r z y ł o ż y ć.
Więc - co najlepsze miał jeszcze w zapasie
zestawił zgrabnie, a gdy był już gotów,
tchnął iskrę życia i po jakimś czasie
stanęła przed Nim parka małych kotów.
I wnet weselej zrobiło się w Niebie,
a Bóg na Ziemie już prawie nie patrząc,
powiedział cicho i tylko do siebie:
- Może od tego należało zacząć?


Mówią, że czarny kot przynosi pecha.
Chciałem ten pogląd zbadać naukowo,
czy to wrodzona taka kocia cecha,
czy tylko ludzie plotą to i owo.
Sprawy nauki nie są w mojej gestii
a nad tą sprawą niejeden się trudzi,
więc poprosiłem o pomoc w tej kwestii
prócz czarnych kotów – grupę mądrych ludzi.
Badano temat z każdej chyba strony,
z punktu widzenia człowieka i kota
i został problem wciąż niewyjaśniony:
skąd u niektórych aż taka głupota.
I chociaż każdy miał teorię własną,
efekt dociekań był zgodny i szczery:
Pecha przynoszą – co stwierdzono jasno -
wyłącznie czarne ludzkie charaktery.




poniedziałek, 16 lutego 2015

Film obejrzany... o pewnym tramwaju

Zapewne kinomani wiedzą o jakim filmie dzisiaj opowiem...




Tramwaj zwany pożądaniem w reżyserii Elji Kazana miałam okazję, po raz kolejny choć tym razem bardziej uważny, obejrzeć wczoraj.
I już śpieszę donieść, że było warto.

niedziela, 15 lutego 2015

Czytaj, czytaj, czytaj: #21 "Ja, judaszka" Ewa Bartkowska, "Cukirnia pod Amorem" Małgorzata Gutowska-Adamczyk, "Pianistka" Elfrieda Jelinek

Jeszcze pod koniec ubiegłego roku i z początkiem tego przeczytałam kilka książek, o których chciałabym rzec słowo.

Przede wszystkim Ja, judaszka Ewy Bartkowskiej.





Autorka tą książką, jak sama pisze,  spełniła swoje największe marzenie. 

Dojrzała już kobieta opisuje, zdawałoby się całkiem banalną i zwyczajną, historię miłości uczennicy i profesora. 
Autorka oddaje też głos drugiej stronie - profesorowi. 

Ta debiutancka powieść, moim zdaniem, zasługuje na miano książki roku. Niesłychana gra emocji, poezja słowa, fale namiętności, to wszystko przyprawione dreszczem emocji. 

Wiem, że na temat tej powieści zdania jak zwykle są podzielone. 
Mnie książka bardzo się podobała. I na pewno jeszcze nie jeden raz do niej zajrzę.

# # #

Cukiernia pod amorem Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk.








Wspaniała, trzytomowa saga rodzinna, którą przeczytałam z ogromną przyjemnością.
Bardzo interesująca historia rozkwitu, a potem niestety upadku jednego z najświetniejszych mazowieckich rodów.
Wielowątkowa historia kilku pokoleń, która mnie urzekła. Urzekł mnie piękny język, jakim jest ta trylogia napisana. 
Polecam. Naprawdę polecam.

# # #

W końcu udało mi się zdobyć Pianistkę Elfriedy Jelinek.






Ta austriacka pisarka i feministka, w roku 2004 otrzymała Literacką Nagrodę Nobla. 

Wypadałoby "coś" przeczytać, żeby mieć chociaż jako takie pojęcie.

Padło na Pianistkę. Dlaczego? Ano dlatego, że jakiś czas temu oglądałam ekranizację tej powieści.

Film z 2001 roku w reżyserii Michaele Haneke spodobał mi się. 
W rolę skrywającej autodestrukcyjne skłonności nauczycielki wcieliła się Isabelle Huppert, rolę jej ucznia-kochanka zagrał mało mi znany aktor Benoit Magimel. Natomiast matkę Eriki brawurowo zagrała Annie Girardot. 

No, skoro film był dobry, to książka powinna być jeszcze lepsza.
Niewiele napiszę o książce. Przede wszystkim narracja jest prowadzona w czasie teraźniejszym. Do tego ta ironia...
Po przeczytaniu kilkunastu zdań miałam ochotę rzucić książką o ścianę.
Przebrnęłam przez może dziesięć stron.
Odłożyłam. 
Nie mówię, że nie wrócę. Wrócę na pewno. Bo powieść jest po prostu... intrygująca. Ale muszę chyba "dorosnąć" do takiej lektury.